Kroniki motocyklowe Adamka
wtorek, 14 lipca 2015
Alpejski rollercoaster
piątek, 8 sierpnia 2014
Dzień piąty. Powrót do kraju
Po wczorajszej kolizji postanowiliśmy, że ja z Adasiem wracamy do kraju, a Mudlun z Matrixem kontynują podróż. Tego dnia przez prawie 10 godzin przejechaliśmy ledwie 546km zatrzymując się na nocleg przed Debreczynem. Jakość dróg w Rumunii jest fatalna z nielicznymi wyjątkami. Na tym poście kończę opis z tej przedwcześnie zakończonej wyprawy. Teraz trzeba siebie i motór poskładać do kupy.
Dzień czwarty. Wąwóz Bicaz i kraksa
W zachmurzonym słońcu ruszamy w kierunku kolejnego wąwozu. Za miejscowością Bicaz robi się naprawdę gorąco. Droga mimo że oznaczona kolorem żółtym w bardzo dobrej jakości. Winkle i przecudne widoki. Wjazd do wąwozu bardzo podobny do Dades w Maroku. Co chwila zatrzymujemy się i robimy fotodokumentacje.
Następnie za cel obieramy sobie Bran - jeden z zamków zaliczanych do siedzib Drakuli.
Niestety przed miejscowością Brasow dochodzi do kolizji. Facet zawracał na ciągłej linii na drodze szybkiego ruchu. Nie wiem co myślał... że może zdąży. Nie mógł nie widzieć grupy motocyklistów przy dobrej widoczności. Robiąc manewr na chwilę zatrzymał się. Zwolniłem i już myślałem że jakoś go minę przy poboczu wtedy "poprawił" i wylądowałem w rowie. Dalsze procedury jak u nas... policja karaetka itd.
Po wszystkim zatrzymaliśmy sie w pobliskim motelu. Cena 50 lei za pokój z klimatyzacją. Do zamku Drakuli zabrakło 40 km...
środa, 6 sierpnia 2014
Dzień trzeci. Przełęcz Prislop
Tego dnia głownym nasz cel to tytułowa przełęcz. Uzupełniamy zapasy w Kauflandzie i ruszamy w drogę. Przełęcz wznosi do 1700 m n.p.m. Widoki cudowne ale droga mimo, że krajowa to jest w fatalnym stanie. Można ją porownać do tych w TPN. Moje wiadro daje radę ale część ekipy przechodzi pierwszy kryzys. Pod koniec trasy łapie nas jeszcze ulewa. Do Bicaz tego dnia nie docieramy. Zabrakło 20 km. Śpimy w domkach nad czerwonym jeziorkiem w miejscowości Hangu po 20 lei od łeba ,). Prysznic wspólny no i do tego dwa " narciarskie stsnowiska". Przy kolacji towarzyszy nam miejscowy kotek, który szczególnie upodobał sobie mój kask. Chyba będzie w nim w nocy spał. Doszło 308km.
Dzień drugi. Kierunek Rumunia
Wstaliśmy tradycyjnie wcześnie. Szybkie śniadanie i w drogę bo do przejechania trzy kraje. Jedziemy przez Słowację, Węgry i docieramy do granicy rumuńskiej. Po drodze trochę postraszył nasz deszczyk w Koszycach. Temperatura powietrza rośnie więc na stacji węgerskiej zaczynamy się przebierać popijając expresso z naparstka. W Rumunii czas biegnie inaczej (różnica wynosi godzinę). Około 20 docieramy do Sapanty na wesoły cmentarz. Nieopodal znajdujemy przytulny pensjonat. Dwa pokoje po 25 euro ze śniadaniem. Okazuje się jednak że w całym mieście nie ma wody. Ma być... za trzy godziny. Ostatecznie była dopiero rano. W ramach rekompensaty właściciel częstuje nas palinką własnej produkcji. W rewnżu dostaje lufkę adasiowej pigwówki. Po sutej kolacji złożonej z lecza i śląskiej kiełbasy zakupionej w slowackim lidlu kładziemy się spać. Przejechane tego dnia 460 km.
Dzień pierwszy. Ostatnia noc na polskiej stronie.
Pierwszy dzień wyprawy to dojazd do granicy słowackiej. Wybór padł na Sromowce Niżne w Pieninach. Tam też mieliśmy się wszyscy spotkać. Matrix z Mudlunką był już u mnie o 10.00. Po wyjątkowo wczesnym obiedzie ruszyliśmy w żar na spotkanie z przygodą. W Krakowie nastąpiło załamanie pogody i trzeba było się przebrać w ciuszki na deszcz. Lało mocniej lub bardzo mocno do samego Nowego Targu. O 19.00 dotarliśmy na miejsce gdzie Adam z Wrocławia dojechał dosłownie 10 minut wcześniej (co za synchronizacja). Pole namiotowe zalało więc po krótkich negocjacjach wzięliśmy pokój trzyosobowy (!) po 35 zeta a motory wyladowały w garażu. Pifko i spać
piątek, 1 sierpnia 2014
ŚLADAMI DRAKULI
Wyświetl większą mapę Zachęcamy do śledzenia naszej relacji. W miarę możliwości będziemy czynili to na bieżąco. Swoją wersję wydarzeń Matrix będzie publikował TU