sobota, 24 sierpnia 2013

Dzień dziewiąty. Marakesz i Casablanca.

Startujemy dość wcześnie po sytym śniadaniu. Okazało się że puściły jednak dwa słoiki, a nie jeden więc wciągamy mieszankę gołąbków i pulpetów. Droga do Marakeszu to w zasadzie zjazd górskimi przełęczami góra-dół, zakręt i tak przez prawie 70 km. Najdłuższy prosty odcinek nie przekracza 200 metrów! Docieramy około południa. Uliczny termometr pokazuje 51C! W życiu nie byłem w bardziej gorącej temperaturze. Zwiedzamy miasto przy okazji robiąc drobne zakupy pamiątek. Matrix daje pokaz swoich umiejętności targowania. Z 950DH utargował do 370. Nie wierzyłem że się uda.
 Przed 17.00 wyjeżdżamy w stronę Casablanki. Lecimy autostradą licząc, że szybsza jazda nas schłodzi. Nic z tego. Gorące powietrze wręcz przykleja się do ciuchów. Późnym wieczorem docieramy do Casablanki. Przez miasto jedziemy już po zachodzie słońca. Miasto jak wiele w Europie. Pełno reklam KFC. Niestety to co najpiękniejsze został w Atlasie.
Po dziewięciu dniach tułaczki w końcu ujrzeliśmy ocean.


Nocne zdjęcia przy meczecie Hassana II i ruszamy w stronę Rabatu. 40 km przed stolicą zatrzymujemy się na stacji benzynowej na nocleg.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz