sobota, 24 sierpnia 2013

Dzień dziesiąty. Rabat i powrót do Europy

Niestety bliskość oceanu daje się odczuć. Opadająca wilgoć na śpiwory dość szybko nas wybudza. Ruszamy w kierunku stolicy. Przy wieży Hassana spotykamy trzech Francuzów. Moja koszulka zachęca ich do rozmowy. Jestem w szoku że pamiętają Wielki Widzew i wymieniają ciurkiem zawodników: Smolarka, Bońka, Młynarczyka. Do tego jeszcze pamiętają wyniki potyczek z Liverpoolem, St. Etienne i Juventusem. Jestem w szoku!. Zaliczamy jeszcze rynek w w Sali i gonimy w stronę Tangeru żeby zdążyć na prom. Temperatura znowu nie rozpieszcza. Jest 41C. Śmigamy autostradą. O 16 zjeżdżamy na stację z parkingiem bo mnie zaczyna sen dopadać. Miętowa herbata i multiwitamina wraca życie. Przed 19 jesteśmy w porcie. Tym razem odprawa bez przygód. Od 21.00 wypływamy i przed północą docieramy do Europy.Do Gibraltaru z Algerciras pozostaje 20 km.  Liczymy, że szybko odnajdziemy camp na którym chcemy się rozbić. Niestety GPS wywozi nas w centrum miasta oznajmując "jesteś u celu". Cel nijak się ma do tego gdzie chcieliśmy dotrzeć. Miejscowy policjant szkicuje mi na serwetce z pizzeri jak dotrzeć gdzie chcemy. Oczywiście angielskiego nie zna. Zapamiętuję słowo "iglesia" czyli kościół przy którym mamy skręcić w stronę pola. O 1.30 docieramy do campingu. Niestety dozorca oznajmuje nam że jest cisza nocna (od 23 do 7.00) i zaprasza dopiero rano. Myślałem że go rozniosę. Całe szczęście że dzieliła nas brama. Śpimy zatem przy plaży nie po raz pierwszy zresztą.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz