sobota, 24 sierpnia 2013

Dzień jedenasty. Gibralatar.

Wstajemy dość szybko i kierujemy się na Upper Rock. Przejście do angielskiej enklawy dość tłoczne.Na szczęście motorem daj się objechać stojące w korku auta i już za moment jesteśmy w GBR. Matrix po przekroczeniu granicy pyta mnie: " Którą stroną tu  się jeździ?" Odpowiadam że nie wiem ale dla bezpieczeństwa trzymam się lewej strony. Na szczęście przy pierwszym rondzie okazuje się, że "jest po naszemu". Zanim wdrapiemy się na szczyt robimy zdjęcie przy " Lady of Europe" czyli najdalej wysuniętym krańcu Europy.
Po głowie zaczyna chodzić gdzie pozostałe trzy są. Hm, Do przyszłego roku ustalę i pewnie ruszę.
Dojeżdżamy na górę. Bilety do parku po 13 euro za motocykl i kierowcę.  Bliskość małp i to co potrafią warte tej ceny. W tunelu z II wojny światowej jest tablica i specjalne miejsce poświęcone naszemu premierowi Władysławowi Sikorskiemu. Miło na sercu się robi gdzie można poczytać po polsku tak daleko od kraju.


Zwiedzanie zabrało nam zbyt wiele czasu. Późnym popołudniem ruszamy w stronę Granady. Ujechane 40 km i znowu dopada mnie sen. Stajemy na plaży na Costa del Sol gdzie podobno dziewczyny lubią brąz. Kąpiel w Morzu Śródziemnym nie rzuca na kolana. Temperatura wody jak w Adriatyku. Krótka drzemka (Matrix aktualizuje swojego bloga) i ruszamy dalej. Z bólami mimo dokładnego adresu docieramy w końcu na pole camping. Namiot rozbijamy na dwóch szpilkach to taki mój nowy patent. Jest prawie północ. Jeszcze szklanka wina i idziemy spać.








Brak komentarzy:

Prześlij komentarz