piątek, 9 sierpnia 2013

Dzień piąty. Powitanie z Afryką.

Po nocnych przygodach z celnikami i przejechaniu ok. 40km docieramy do pierwszej stacji z parkingiem. Tankujemy maszyny do pełna i dmuchamy materace.  Jest około trzeciej nad ranem, ale w Maroku "dopiero" druga więc na koniec po trudach dnia i nocy delektujemy się szklaneczką hiszpańskiego wina (słabiutkie tak na marginesie) oraz  tyrolską z polskiego marketu i szybko zasypiamy.
Wstajemy o dziewiątej. Poranna toaleta i ruszamy w drogę. Na zjeździe z autostrady okazuje się że można płacić jedynie dirhamami. Karta visa czy maestro odpada. Głupio się uśmiechamy pani w zasadzie też. Koniec końców Matrix daje 5 euro (grubo przepłacając) i mamy zielone światło. Pierwszą miejscowością jest Tetuan zwane "córką Grenady". Szczegòłów nie ma sensu tu przybliżać. Parkujemy maszyny przy poczcie i kinie żeby łatwo wrócić.
Szybko poznajemy przygodnego przewodnika- Ahmeda, który oprowadza nas po interesujących nas miejscach i tych, które sam poleca. Kosztujemy symbolicznej miętowej herbaty, podziwiamy piękne dywany oraz odkrywamy niesamowite aromaty. Mamy szanse po raz pierwszy poznać smak i klimat targowania się. Na koniec niestety z Ahmedem nie końca porozumieliśmy się do ceny jego usługi i znowu przepłacamy już drugi raz tego dnia! (trochę w tym naszej winy bo jeszcze nie załapaliśmy przeliczników kursów)
Ruszamy dalej. Drugie miasto w naszej podróży to Chaouen. Pięknie położone na stokach gòry której zawdzięcza swoją nazwę. Ponieważ temperatura sięga 40C logujemy się w cieniu i rozstawiamy nasz "majdan". Ja robię kawę a Matrix walczy z uciekającym wi-fi. Niestety przegrał. Ponieważ słoneczko nie odpuszcza wciągamy jeszcze fasolową. Poznajemy przy okazji parę austriacko-niemiecką. Chyba już byli po anschlussie ;-) On na Africe, a ona na GS 650. Szukali już noclegu. Dla nas jeszcze za wcześnie.Po krótkiej rozmowie rozstajemy się życząc sobie nawzajem udanej wyprawy. Ruszamy zatem dalej. Wkrótce muszę poprawić  słuchawki, które mi się wysunęły. Mówię do Matrixa: Ruszaj przodem. Zaraz Cię dogonię". Jakbym wypowiedział to w złą godzinę. Mijam może cztery winkle i widzę przewróconą shadowke a Matrixa nie! Dojeżdzam i widzę że Matrix cały. Miejscowi pomagają nam podnieść motór. "Szadołka" ma pogiętego gmola i wygięte lusterko. Matrix pościerany na rękach. Poza tym ok. Jednak z jazdą ciężko. Szukamy mechanika i udało się wszystko poskładać. Tego dnia do Meknes już nie docieramy. Zabrakło 50km. Znajdujemy hotelik z basenem i klimatyzowanym pokojem za 10euro i tam zostajemy


1 komentarz:

  1. Koniec Europy, koniec nudy. Pilnujcie się i uważajcie na siebie.

    OdpowiedzUsuń