poniedziałek, 26 sierpnia 2013

Dzień piętnasty. Barcelona -Més que un club.

Gnamy z rana ile sił bo chcę zdążyć na mecz. Nadal nie wiemy czy początek o 17 czy 19. Docieramy na Nou Camp przed 15.00 po przejechaniu 410km. Bilety owszem są ale już za 79euro. Cóż biorę. Banam na buźce bo za 4 godziny zobaczę tych co nigdy bym nie uwierzył że t o się kiedykolwiek wydarzy. Na tym stadionie Smolarek kręcił zawodników Sowiteskiego Sajuza a podczas olimpiady o mało nie otarliśmy się o złoto. Na stadion wchodzę 1,5 h przed rozpoczęciem. Jest niesamowicie. Ostatetecznie widzów było 71 tys. Neymar na ławie a Messi gra swoje. MEcz kończy się przy stanie 7:0 dla dumy Katalonii. Szybko zleciało. Magia stadionu robi swoje i jeszcze po zakończeniu siedzę i nie wierzę że naprawdę byłem tu. Podczas meczu poznaję Duńczyka, któremu specjalnie się muszę przedstawiać (po koszulce wie jaka drużyna wyeliminowała Broendby w LM w 96'). Robimy sobie nawzajem pamiątkowe fotki. Cóż opuszczam stadion. Późnym wieczorem ruszamy z Matrixem w stronę Francji. Śpimy na stasji Respol.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz