poniedziałek, 26 sierpnia 2013

Dzień trzynasty. Granada Cordoba

Wczorajszy mamrot trochę opóźnił start, ale przed 9.00 stoimy już w kolejce. Kupujemy bilety tuż przed 10.00 po 13 euro. Niestety wejście popołudniowe na 14.00. W kasie pozostało 89 biletów. TO jakieś nieporozumienie. Zjeżdżamy na śniadanie i kawę do miasta. Serek, który zakupiliśmy ciężko strawić. Do tego kawa na marokańskiej jeszcze wodzie wodzie ma dziwnie słony smak. Generalnie porażka. Startujemy znowu na górę bo już się południe zrobiło. Po tym co widziałem nad Loarą muzułmański relikt na kolana nie rzuca. Odwiedzić jednak warto. Zwiedzanie zajmuje 2,5 godziny. O 17.00 ruszamy dopiero w stronę Cordoby. Po dotarciu na pole recepcjonistka oznajmia nam, że nie mieścimy się w promocyjnej ofercie (samochód, namiot i dwie osoby) za 26 euro dodatkowo za motonoga trzeba wybecalować 5 euro. Kartą oczywiście płacić się nie da. Taki to kraj. Żegnamy zatem panią i ruszamy na drugi camp. Tu szok. Żywej duszy nie ma. Teren wielki. Śpimy za free na podeście hotelu

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz